Zazwyczaj, kiedy jesteśmy gdzieś bez rowerów, myślimy sobie: szkoda, że ich nie zabraliśmy. A już najgorzej jest, kiedy znienacka mijamy kogoś jadącego na szosie – f*ck, to boli.
Jeśli dużo jeździcie, pewnie wiecie, o czym mówimy. Ten moment zawahania, ukłucie zazdrości, lekki niepokój w nogach.
Dlatego zazwyczaj rowery są z nami. Ale to z kolei rodzi inny dylemat – iść na rower, czy spędzić czas z rodziną, znajomymi, po prostu odpocząć?
I właśnie znaleźliśmy miejsce, gdzie ani raz nie pojawiła się ta myśl. Ani jedna. Pierwszy raz naprawdę udało nam się odpocząć od dwóch kółek.
Na zewnątrz wieje, pada – często jedno i drugie. A kiedy wracasz do Polski, masz wrażenie, że właśnie przyleciałeś do ciepłych krajów.
Oczywiście mowa o tytułowej Islandii.
Z naszej perspektywy? Idealny kierunek na rest-week. Cały czas aktywnie – jeździmy, ale kamperem. Podziwiamy widoki, ale z innego siodełka. Pogoda zmienia się co kwadrans, więc nie ma mowy o nudzie. Bidony napełniamy wszędzie, czasem nawet wrzucamy do nich lód – prosto z lodowca.
Spędziliśmy tam dziewięć dni. Mimo że bez rowerów – wróciliśmy z głowami pełnymi obrazów, emocji i jednym zaskoczeniem: ani razu nie pomyśleliśmy „szkoda, że nie zabraliśmy rowerów”.
No dobra, może tylko raz. Ale za to teraz jeszcze bardziej cieszymy się na wyjazd w Dolomity z grupą – już za kilka dni.
Zdjęcia pokazują tylko ułamek tego, co tam można przeżyć. Ale dają przedsmak.
Polecamy z całego serca. A może w przyszłym roku zorganizujemy wspólny kolarski rest-week – bez rowerów?Jeśli mielibyście ochotę – dajcie znać.
Magda i Szymon, założyciele Boneshakers.cc
Cztery kółka zamiast dwóch.

Orzeźwienie z lodowca.

I ciepła woda z gejzerów (ponad 100 stopni). 
Wodospady, wszędzie wodospady.
Nie wiemy jak z nogami, ale dachów nie golą.
Wieloryby można oglądać z łodzi albo z brzegu fiordu. Na szczęście nie ma szans, że wybiegną pod koło.





































